Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Archiwum 03 stycznia 2019


Inwestuj w znajomości...
Autor: zepsuty994
03 stycznia 2019, 14:35

 

W życiu różnie bywa, każdy to przyzna. Pewnego dnia i mi się poszczęściło. Gdy reszta znajomych z klasy miała spotkanie na szczycie Oni&Rodzice Vs Wychowawczyni ja postanowiłem wybrać się na mecz koszykówki. Kosz był wtedy bardzo popularny, graliśmy w Eurolidze i po prostu wszyscy chodzili. Wszyscy bo nawet nasz polonista mówił, że chodzi z żoną. Trochę to nie był mój klimat bo hala była ciasna a ludzi najebane. Tyle fajnie, że bilety po piątaku - o niebo taniej niż na nogę. Mecz zleciał szybko. Tam zwykle nic się nie działo. Żadnych dymów, żadnej napiny bo i do kogo się napinać. Czasem jak Ruscy przyjechali to ktoś faka pokazał. Po meczu standardowo zebraliśmy się na autobus i ruszyliśmy na osiedle po drodze drąc mordę i śpiewając mniej lub bardziej prymitywne przyśpiewki. Po którymś z przejechanych przystanków ktoś zauważył, że jedzie z nami Karolina B. Ja jej wtedy nie znałem, ale znał ją Adi i Jakub - jeden później się rozjebał na psach za pół grama jarania a drugi przerzucił bo tonął w długach przez ćpanie. Taka kolej rzeczy. Wtedy jednak nic tego nie zapowiadało. 
-Ej krzyknijmy wszyscy Karolina - wypalił Adi - a potem jak ona powie "Co?" to zadrzemy się "Lubisz to suko!".
„Genialny” pomysł. Ale przyznam, że jak na tamte czasy całkiem śmieszny.
- KAROLINA! - huknęli wszyscy głośno.
Niestety ku naszemu zdziwieniu zapanowała cisza.
- Zrobimy to jeszcze raz a wtedy Adi piskliwym głosem krzyknie "Co?!" - wyszedł z inicjatywą Jakub.
- ooo dobra - podchwyciła całą reszta i zabrali się do działania.
-KAROLINA! 
-Co?!
-Lubisz to suko!
Muszę przyznać, że mało co nam w życiu wyszło tak dobrze jak to. Ekipa powtórzyła więc całą operacje jeszcze z trzy razy. Prowokacja udana bo Karolinka zaczęła się szczępić i rzucać, że patologia i hołota. A na buzi była czerwona jak kiełbaska wyciągnięta prosto z ogniska. Oczywiście nie popieram takiego zachowania ale jak się później okazało sama trzymała z nie mniejszymi patusami, więc jednak nutkę hipokryzji dało się wyczuć. Później wziąłem do niej numer gadu od Adiego i napisałem, że jechałem z nią w tym autobusie ale oczywiście ja nie krzyczałem i że mi jej było szkoda. Znajomość ta potem bardzo wysoko zaprocentowała, wylądowaliśmy w tym samym liceum i jako bardzo dobra koleżanka podrzucała mi różne materiały i gotowce na sprawdziany. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że ludzi lepiej znać jak nie znać bo nigdy nie wiadomo czy jakaś relacja nie zaowocuje w przyszłości.

Karolina wysiadła na swoim osiedlu a autobus jednak jechał dalej. Zawsze mijając ostatnie osiedle, z którym lekko mówiąc bardzo się nie lubiliśmy krzykiem zaznaczaliśmy swoją obecność co z perspektywy czasu było zagraniem niezwykle głupim gdyż po meczach nikt z nas nie miał praktycznie żadnego sprzętu, nie eskortowały nas psy więc wystawialiśmy się na krojenie. Młodym się było i głupim. Z drugiej jednak strony gdyby nie było się głupim to o czym pisać na tym blogu? Niemniej jednak tradycji musiało stać się za dość i gdy pojechaliśmy pod nasz ukochany przystanek bardzo negatywnie wypowiadaliśmy się o ludziach, którzy tam mieszkają. Wtedy jednak darliśmy mordę dobre 5 minut, aż się dziwię że nikt nie zwrócił uwagi, że autobus tak długo stoi.
-Co wy robicie?! Skurwysyny! Wypierdalać z tego autobusu! - przerwał nasze wrzaski kierowca - Albo nie! Dzwonię po policję! - następnie pobiegł zamknąć drzwi.
Ktoś krzyknął "spierdalamy" i tak też postanowiłem, wraz z resztą, zrobić. Kuba jako największy kozak w tym burdelu musiał jeszcze odjebać jakąś akcje więc wskoczył przednimi drzwiami do autobusu i powiedział kierowcy, że jak zadzwoni na psy to go zajebie. Niestety szofer zbyt dużo sobie z jego gróźb nie zrobił i zamknął mu drzwi przed nosem z myślą że do przyjazdu policji się nie oswobodzi. No niestety jednak Kuba łatwo nie dał za wygraną i po wjechaniu w drzwi z fronta a następnie uderzeniu w nie z pięści bez problemu je otworzył i dołączyć do reszty "spierdalającej ekipy". Muszę przyznać, że uciekanie przez wrogie tereny i darcie mordy podczas wykonywania tej czynności były bardzo ciekawym doświadczeniem zwiększającym ilość adrenaliny, co następnie wyzwalało ogromne ilości endorfin. Wtedy tak naprawdę pierwszy raz całe to awanturnictwo zdało się mieć sens. Wielkim wypaczeniem było uważanie, że da się to wszystko robić nie krzywdząc przy tym innych ludzi.

Po krótkiej przebieżce udało nam się dostać na nasze osiedle gdzie rozdzieliliśmy się na dwie części, jedna poszła do domu a kilka osób postanowiło obrzucić kamieniami autobus na pętli. Wiedziałem, że to kretyński pomysł bo zaraz naszym oczom ukazała się masa radiowozów pędząca w głąb osiedla szukać autobusowych awanturników. Szybko więc postanowiliśmy się rozdzielić i różnymi drogami wrócić do domu. Następnego dnia w szkole było co wspominać. 
- Nie ma chuja, na następny kosz jedziemy razem - odparł Bilson skończywszy wysłuchiwać nasze wspominki.

 

Zbieżność osób i sytuacji jest przypadkowa.